Kosy przeprowadzają się do ogrodu.Temperatura w dzień jest wysoka, więc i noce mają być cieplejsze. To dobry moment na wprowadzenie tej zasadniczej dla pisklaków zmiany.
Przed
całą szóstką zupełnie nowe wyzwania. Kiedyś przecież musi nastąpić ten
moment, w którym - właściwie już młodzież, będzie zmuszona zmierzyć się z
naturą, w której przyszła na świat i do której jest stworzona. Warunki
do wzrostu miały dotychczas cieplarniane i nienaturalne, ale jest
nadzieja, że instynkt będzie im podpowiadał jak przeżyć, aby zachować
ciągłość gatunku.
Trzymając
je w domu starałem się przyzwyczaić je do jednego rodzaju gwizdu, który
wykonywałem w trakcie karmienia. Po czasie zauważyłem, że reagują na
niego. To dosyć ważne. Gdy zagubią się w krzakach, mam dla nich sygnał
przywoławczy.
Przeprowadzka
odbyła się spokojnie. Ptaki jeden po drugim wyskakiwały z klatki.
Najmłodsze oczywiście na końcu i dopiero po dłuższej chwili. Niektóre od
razu rzuciły się w krzaki, by spenetrować teren. Ukształtowanie
płożących się jałowców dawało im dobre warunki do biegania w ukryciu i z
dala od nieproszonych gości z nieba. W okolicy kręciły się stada kawek,
a czasem przelatywała para srok.
W
naturze zaczęły zachowywać się zupełnie inaczej. Gdy był z nimi
człowiek, jeszcze jakby swobodniej, ale gdy tylko się oddalił chowały
się, sprawiając wrażenie, że czują się mniej bezpieczne. Niestety
paradoksalnie może być tak, że to człowiek stanie się dla nich
największym zagrożeniem. Może nabiorą dystansu...?
Na
zdjęciach widać wyraźnie jak bardzo pobrudziły się żyjąc w klatce.
Myślę, że potrzebują troszkę czasu i doprowadzą swoje piórka do
eleganckiej czystości. Deszcz pomoże.
Swoją pierwszą noc w ogrodzie spędziły nie w klatce, lecz schowane pod gałęziami jałowca.
Byłaby to piękna historia gdyby nie to, że człowiek który je uratował najpierw zatruł ich rodziców, a młode kosy naraził też na zatrucie...
OdpowiedzUsuńBez obaw! Historia nadal jest piękna. Człowiek, który je uratował nie miał nic wspólnego z zatruciem ich rodziców, a młode przebywają w bezpiecznym miejscu. Żyją w ekologicznym ogrodzie i mają się świetnie
OdpowiedzUsuńRandap jest strasznym zabójcą dla wszelkich zwierzaków, dlatego im więcej ekologii będzie na działkach i przy domowych ogródkach, tym mniej będzie takich sierot. Szóstce kosów się udało, może właśnie po to, aby pokazać nam, że dla nich nie jest obojętne jak prowadzimy nasz ogród. Stosowanie chemii zabija to piękno, które ukrywa się w krzakach i zaroślach.
OdpowiedzUsuńDało mi to bardzo do myślenia, u siebie Roundap stosuję bardzo rzadko i wydawaloby sie, że "tylko" na najbardziej uciążliwych gości roślinnych, ale odstawię to na zawsze widząc, jak można zaszkodzić gościom własnego i okolicznych ogrodów! Mam budki lęgowe, w nich ptasie rodzinki, kosy też u mnie lub w pobliżu się gnieżdżą, zatem "Roundap STOP" to właściwe hasło, dla mojego bądź co bądź półdzikiego ogrodu! :-) :-) :-) Wielkie dzięki za wspaniałą historię i za uratowanie maluszków-kosów - to wielka sprawa :-))))))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLudzie przejrzyjcie w końcu na oczy Randap zabija nie tylko zwierzęta i ptaki ale również ludzi . Przestańcie stosować te chemiczne gówna i powróćcie do naturalnych nawozów
OdpowiedzUsuń