Dzień piętnasty

No i stało się! Trzy kosy poleciały gdzieś dalej i nie wróciły na noc...



Może znalazły sobie jakieś ciekawsze krzaki i okolicę ze świeżą, jeszcze przez nikogo nieprzebraną ściółką? Być może natura okazała się silniejsza od młodych ptaków? Pytania bez odpowiedzi... Tak po ludzku, trochę smutniej się zrobiło w naszym ogródku. W jakiś sposób chciałoby się je uchronić przed wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwem: przed kotami, przed innymi drapieżnikami, przed głodem... To jednak oznaczałoby chyba jeszcze coś gorszego. Klatka? Zamknięcie? To też nie stanowiłoby rozwiązania.

Zostaje więc tylko wspomnienie trzech pierwszych, najwyżej wyciąganych dziobów, pierwszych najodważniejszych spacerów po dywanie. 


Zostaje też wspaniałe doświadczenie i niezapomniana radość z obserwacji tego, jak w cudowny sposób rosły pod ułomną opieką człowieka w zastępstwie naturalnych żywicieli. Przyznam, że pięknie było patrzeć jak sobie coraz lepiej radzą w powietrzu, jak pierwszy raz usiadły na dachu, choć jednocześnie dawały do zrozumienia, że już niedługo przyjdzie czas rozstania...

W gnieździe kosa zrobiło się trochę puściej, choć najmłodsi jakby tego nie zauważyli... Pozostałe trzy podloty z całą żywotnością zajmują się swoim małym kosim światem :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz