Dzień trzydziesty

Spotkałem naszego parkowego przyjaciela w nieco innym miejscu. Kręcił się wśród dość wyrośniętych świerków. Wydawało mi się, że mnie pamięta, ale nie chciał podlecieć bliżej.




Miałem ze sobą tylko aparat w komórce, więc zrobiłem kilka zdjęć do kroniki. Zawsze to jakiś ślad obecności i spotkania. 


Odnoszę wrażenie, że młody dorasta. Zdaję sobie sprawę z nieadekwatności moich ocen, ale myślę, że po miesięcznym przebywaniu wśród kosiej ferajny mogę sobie pozwolić na nieco osobiste spostrzeżenia. 


Zauważyłem, że w ostatnich dniach sposób bycia naszego kosa znacznie się zmienił. Jakby się nieco wytonował, zaczął się poruszać w sposób bardziej opanowany i nabrał dystansu do wszystkiego co żywe. Wystarczy trzydzieści kilka dni i matka natura sprawia takie kokosowe cuda :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz