Dzień wczorajszy minął bez jakiś większych zmian w życiu kosów. Jeśli nastąpiło coś spektakularnego, to z pewnością nie było dostrzegalne dla mnie. Za to dziś postanowiłem przeprowadzić kosy na otwarty teren ogrodu.
W czasie przedpołudniowego karmienia włożyłem trójkę kokosów do klatki i przeniosłem ją do drugiej części ogrodu, której nie otaczają żadne budynki. Mają tu do swojej dyspozycji po prostu całą okolicę.
Moja pierwsza obawa dotyczyła tego, czy po wypuszczeniu ekipa zbyt szybko się nie rozleci, na co jeszcze nie były chyba gotowe, zwłaszcza ten najmniejszy. Zanim więc otworzyłem klatkę, postawiłem ją w rozgałęzieniach dolnej części dużego krzaczastego cisa i na kilka godzin pozostawiłem kosy w zamknięciu, aby przyzwyczaiły się do nowej scenerii. Trochę się denerwowały, ale uznałem, że ten czas jest im potrzebny do wzrokowego zapoznania się z okolicą, zanim zaczną robić coś dziwnego i nieumiejętnie korzystać z wolności ;) Po kilku godzinach, gdy trochę zgłodniały, przyszedłem z dobrze im znaną masą białkową i otworzyłem klatkę. Szaleństwa nie było. Żaden z nich nie rwał się do wylotu, ale spokojnie naskakiwały, aby otrzymać swoją porcję w dziób. Miałem wrażenie, że nowa okolica nieco je speszyła. Najmłodszy dopiero po kilku następnych godzinach, za namową wyszedł z klatki.
Po wyjściu przeskoczyły kilka gałęzi i znalazły się na dole, przy pniu naturalnie zasłoniętego cisa. Ten zakątek stał się dla nich nową kryjówką. Oczywiście, gdy przyzwyczaiły się już do nowych warunków, zaczęły z radością penetrować najbliższy teren. Tego dnia zaliczyły chyba każdą najmniejszą gałąź dostojnego cisa.
Przez przypadek natrafiłam na ten blog... musiałam wszystko przeczytać i oglądnąć:) wspaniałą rzecz robisz!!!
OdpowiedzUsuńCo dalej się dzieje z kosami?....
UsuńHistoria gniazda kosów rozwija się dynamicznie, zapraszam do śledzenia kolejnych dni. Pozdrawiam, Turdus
Usuń