Dzień dwudziesty ósmy

Kos drugi dzień w parku. Zaglądałem do niego dwa razy i dopiero za drugim udało mi się go spotkać. 


 

Jak zwykle zajęty przeszukiwaniem ściółki. Czasem tylko na trochę przysiada na gałązce.
 



Rodzinka kwiczołów, jak zwykle robiła w okół siebie dużo zamieszania, jakby tylko oni mieszkali w tym parku. Przy okazji oberwało się i naszemu kosowi. W pewnym momencie stary kwiczoł po prostu pogonił naszego przyjaciela. Nie mam pojęcia o co mogło pójść, przecież wczoraj pozwolono mu spokojnie podlatywać z młodymi.


Rozglądając się uważnie po parku, szybko znalazłem odpowiedź. Nieopodal jest kolejne gniazdo kwiczołów, na którym siedziała samica. Być może samca denerwowało to, że kos kręcił się zbyt blisko gniazda? 


Cokolwiek było przyczyną odsunięcia kosa, obyło się bez ofiar. Możliwe, że kosiak utwierdził się dzięki temu w przekonaniu, że jednak słuszniejsze jest garnięcie się do swoich ustatkowanych i eleganckich turdusów, niż trzymanie się z hałaśliwej ekipy kwiczących ptaków.

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz