Dzień szesnasty

Dzień rozpoczęty w okrojonym składzie. Trzej bracia, którzy wczoraj puścili się w dalsze okolice, nie pokazali się do dziś. Pozostała trójka najmłodszych w pełni kosztuje życia. 



Staram się zaglądać do nich rzadko. Jedzenie w tych dniach podaję im 3-4 razy na dzień. Widzę, że pokarm wyszukują już sobie same. Cóż, twarda miłość. Tylko w ten sposób mają największe szanse na dobre przygotowanie się do przeżycia w naturalnych warunkach. 
 

Gdy podczas karmienia czują, że są już nasycone, a ja wciąż przystawiam im pokarm do dziobów, otwierają je tylko troszkę, jednocześnie odwracając spokojnie główkę. Jakby chciały powiedzieć, że  bardzo chętnie by to zjadły, ale już im się nie mieści. - Proszę przyjść za dłuższą chwilę:) - dają znać, delikatnie się wycofując.






Nie podaję im już wody, mają do niej dostęp w pojemniczku przez cały dzień. Zresztą, próbowałem kilka dni wcześniej napoić je pipetą. Nie chciały. Patrzyły na mnie tylko zdziwione pytając, co ja im tu podaję? Gdzie dżdżownice?

 



Wyglądają coraz piękniej. Ich upierzenie nabrało wyraźniejszych kolorów, a dzioby tracą charakterystyczną, żółtą otoczkę. Robią się z nich całkiem poważne ptaki! Jeszcze kilka dni i przestaną być żółtodziobami.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz