Dzień dwudziesty drugi


Około południa pojawił się trzeci kos. Prawdopodobnie to ten, który w ostatnich dniach zniknął, zostawiając dwóch młodszych braci.



Domyślam się, że zapuścił się gdzieś dalej w krzaki i po dwóch dniach pierwszej samotnej wędrówki, słysząc głosy współbraci, zleciał z powrotem w nadziei łatwego zdobycia pokarmu. Zastała go jednak przykra niespodzianka: dieta białkowa się skończyła, a rozpoczęły się ćwiczenia w walkach z dżdżownicami. Musiał więc wziąć udział w treningu. Na początek, aby ułatwić mu zadanie i zmotywować do działań, otrzymał kilka robaczków podanych na białym krawężniku, aby były lepiej widoczne. Łatwiej też było je upilnować. Kilka ujęć nagrałem komórką. Jakość kiepska, ale zawsze to jakiś pamiątkowy filmik z manewrów doszkalających w walce o przetrwanie.



Jak widać to w filmikach, kosy ciągle próbują zwrócić na siebie uwagę machając dość szybko jednym ze skrzydeł. Robią to bardzo sympatycznie. Gdy zastanawiałem się dlaczego machają tylko jednym, odpowiedź przyszła szybko: gdyby machały dwoma, mogłyby się unieść do góry, a przecież w momencie karmienia lepiej było przecież mocno trzymać się ziemi, ewentualnie gałęzi:).


 

Kosy najczęściej przebywały w miejscach osłoniętych. Stąd ćwiczenia w cieniu cisa, który na ten czas stanowił ulubioną kryjówkę. Z tego też powodu w filmikach obecne są przepalone białe plamy z przedzierających się promieni słonecznych.

W ciągu dnia kosy zapuszczają się coraz w dalsze tereny. Według moich obserwacji poruszają się w promieniu max 20 metrów od cisa. Zaczynają siadać na gałęziach pobliskich wysokich drzew, jakby czegoś wypatrywały, pewnie większych przestrzeni do życia...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz